Translate

czwartek, 20 marca 2014

Zimowe zakładki

W ostatni zimowy dzień - zimowe zakładki. Tak się jakoś złożyło, że do niedawna nie miałam niczego do zakładania książek - używałam do tego celu jakichś przypadkowych świstków, papierków, tekturek. Spełniało to swoja rolę, ale nie wyglądało zbyt pięknie, a dla mnie-estetki takie szczegóły się liczą. Pomyślałam, że to obciach, że, jako osoba zajmująca się rękodziełem, nie mam zakładek. Usiadłam i zrobiłam. Po dwie na zmianę - dla siebie i od razu dla córki. Później ona poszła moim śladem i zrobiła sobie swoje własne zakładki, masę zakładek. Ale wracając do moich - do ich wykonania użyłam papieru technicznego, wydruków z internetu (urocza jest ta dziewczynka z sankami), trochę kredek, trochę kleju, papieru ściernego, konturówki i własnej wyobraźni. Tak mi wyszło. Awers:



Rewers:



 I każda osobno, z dwóch stron:





Tę ostatnią zostawiłam przez nieuwagę w książce z biblioteki i odnalazłam ją po ponad roku! Znów wróciła do mnie. Musiałam ją tylko troszkę odświeżyć. 

Tymi zakładkami zamykam oficjalnie wszystkie posty o tematyce zimowej. Witaj Wiosno! 

Pozdrawiam ciepło,

czwartek, 13 marca 2014

Bałwanki

Chociaż wciąż trwa kalendarzowa zima, pogoda jest przepiękna - iście wiosenna. A ja wyskakuję z bałwankami... Niech to będzie na pożegnanie tej pory roku, bo coraz mniej wierzę w powtórkę z zeszłego, czyli Wielkanoc w śniegu ;-).

Bałwanki zrobiłam z resztek włóczek akrylowych. Bazą są dwie białe kulki (ale nie zszywane tylko robione razem), różne wielkości wynikają z różnej grubości włóczek. Chciałam jednak żeby nie wyglądały tak samo, więc każdy ma czapeczkę w innym fasonie i kolorze. Z założenia miały służyć jako zawieszki na choinkę, ale moja córka zagarnęła je do zabawy. Czemu nie? Można się nimi bawić lub wykorzystać jako dekorację - jak kto chce. Tak wyszły:


Nie ma co się rozpisywać, bałwanki jakie są - widzicie, pokażę Wam jeszcze tylko każdego z osobna, bliżej i wyraźniej: 







Może jesteście nieco zdziwieni zawartością dzisiejszej notki, ale już ją zapowiadałam, więc słowa dotrzymuję. No i nie chciałam czekać na następną zimę. Jeszcze planowałam pokazać zakładki do książek z dziewczynką z sankami, ale już mi głupio ;-P. 

Żegnam Was ciepło, wbrew tematyce postu, pozdrawiam serdecznie, 

poniedziałek, 3 marca 2014

Róże z chrustu

Wczoraj wróciłam z ferii - w naszym województwie mieliśmy je jako ostatni. Mając dzieci w wieku szkolnym to jeden z nielicznych okresów w których można wyjechać. Pierwszy tydzień minął pod znakiem załatwiania spraw zdrowotnych, w drugim byliśmy u mamy (i babci zarazem). Wróciliśmy wyleniuchowani, wyspani, najedzeni maminymi przysmakami i nawet lekko znudzeni. W sam raz by wpaść w codzienną rutynę. W międzyczasie obchodziliśmy Tłusty Czwartek - było wszystko co trzeba: pączki, faworki oraz wspomniane róże z chrustu, które od dłuższego czasu miałam zamiar usmażyć i wreszcie to zrobiłam:


Ciasto takie jak na faworki. Skorzystałam z przepisu z książeczki siostry Leonii, niestety nie pamiętam tytułu (Ciasta i coś tam), ale pamiętam przepis:

2 szklanki mąki
2 jajka
4 łyżki śmietany
1 łyżka tłuszczu
1 łyżka spirytusu
szczypta soli
tłuszcz do smażenia

Ciasto zagnieść, cienko rozwałkować, wykrawać kółka trzech różnych wielkości, każde naciąć promieniście w kilku miejscach, ale nie do samego środka. Nakładać jedno na drugie, sklejać pośrodku białkiem, mocno ścisnąć. Smażyć w głębokim tłuszczu, najpierw płatkami do dołu, żeby się rozchyliły, po zrumienieniu przewrócić na drugą stronę. Odsączyć na talerzu wyłożonym ręcznikiem kuchennym. Po wystudzeniu posypać cukrem pudrem, na środku położyć wisienkę ;-).


Nazwa dość dziwna i zwodnicza, ale smakują bardzo dobrze i tak też wyglądają. Roboty nie za dużo, warto zrobić dla odmiany. Wybrałam ten przepis ze względu na wykorzystanie całych jajek, nie trzeba się zastanawiać co zrobić z białkami. Wypieki udały się, faworki i róże były kruche i chrupiące, więc zapisuję recepturę ku pamięci. Może którejś z Was również się przyda, w przyszłym roku oczywiście ;-). Chociaż Ostatki jeszcze trwają, można usmażyć i w tym. 


W następnym poście pokażę szydełkowe bałwanki, które dzielnie czekały na powrót mojego aparatu z naprawy. A było to trudne, bo słoneczko pięknie przygrzewało. Ciekawe czy zima już sobie poszła czy tylko się przyczaiła? Bałwanki w każdym razie będą, choć włóczkowe, a nie śniegowe.

Do następnego,   
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...